Właścicielka działki zadzwoniła na policję, gdy sąsiad, z którym jest w sporze o grunt, zaczął kosić trawę na jej nieruchomości. W konsekwencji na wniosek policji sąd skazał ją za złośliwe wezwanie funkcjonariuszy.
Kobieta wzywała policję na interwencję, by chronić swoją własność, gdyż w księdze wieczystej figuruje jako właścicielka gruntu. Patrole przyjeżdżały i kończyło się na spisywaniu notatek. Właścicielka poskarżyła się więc do komendy wojewódzkiej na miejscowych policjantów. W konsekwencji dostała wyrok z sądu grodzkiego za złośliwe powiadomienie komisariatu. Ukarano ją dwustuzłotową grzywną i dodatkowo zasądzono koszty procesu. Jak tłumaczy policja, wielokrotnie tłumaczono tej pani, że policja nie może decydować, kto ma prawo do gruntu,więci musi czekać na rozstrzygnięcie sądu cywilnego, a skoro mimo to wzywa policję, wezwanie jest bezzasadne. Skierowano więc wniosek do sądu grodzkiego, bo w końcu ktoś musiał przerwać to błędne koło.
Jednak jak czytamy dalej, przecież telefon z prośbą o interwencję odbiera dyżurny. To on ocenia, czy wysłać patrol, czy tylko ograniczyć się do przyjęcia zgłoszenia. Skoro wysłał radiowóz, to jednak były ku temu podstawy. Jak twierdzi cytowany przez "Gazetę Wyborczą" znany karnista prof. Hołda, policja niepotrzebnie się wymądrza. Jeżeli obywatel ją zawiadamia, domniemujemy, że czyni to zgodnie z prawem i w dobrej wierze. Policja wyjątkowo musiałaby wykazać, że wezwanie było bezpodstawne. Takim działaniem tylko zniechęci kolejne osoby do powiadamiania o bezprawnych działaniach.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", 26.09.2006 | 2006-09-27
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Zainteresował Cię artykuł? Podaj dalej!
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)