Warszawiacy, którzy w ostatnich latach zainwestowali w przebudowę strychów na mieszkania, dziś przeżywają dramat: z powodu luki w prawie przyszło im żyć pod dyktando sąsiadów, którzy domagają się rozmaitych haraczy – czytamy na stronach Gazety.pl
Pod koniec lat 80. o mieszkania było bardzo trudno. Jedni pisali podania do kwaterunku z prośbą o przydział. Inni wyszukiwali strychy i sami urządzali tam mieszkania. Wiele takich powstało na Pradze i Mokotowie, ale też w innych dzielnicach. Ludzie do dziś nie mogą stać się właścicielami tego, co zbudowali, a o ich losie decydują wspólnoty mieszkaniowe.
Według urzędników miasto nie może sobie rościć prawa do lokali na dawnych strychach. Dlatego dziesiątki warszawiaków są w dramatycznej sytuacji. Próbują uzyskać zgodę na wykup od wspólnot, ale te stawiają coraz to nowe warunki. Uzależniają transakcję od wykonania remontu w kamienicy. (...)
Jak czytamy dalej, dla wspólnot odkrycie, że są właścicielami cennych dziś mieszkań, a nie zaniedbanych strychów, to radość. Na mieszkaniach można przecież dobrze zarobić. Dlatego od sąsiadów z poddaszy bezprawnie pobierają opłaty na fundusz remontowy. Wypowiadają im umowy najmu i straszą eksmisją, windują też czynsze. W jednym z budynków wspólnota ustaliła astronomiczną stawkę 30 zł za m kw.
Wydano już dwa wyroki po myśli „strychowców” – podaje Gazeta.pl. W jednym sąd uznał, że to jednak miasto, a nie wspólnota może wynajmować adaptowane mieszkanie. A w drugim, jeszcze nieprawomocnym, sąd stwierdził, że wspólnota nie ma prawa do tego, żeby sprzedawać mieszkanie powstałe na strychu.
Taką opinię podziela część prawników. Jednak Ministerstwo Budownictwa ocenia sprawę jednoznacznie - twierdzi, że o lokalach tworzonych na strychach mają decydować wspólnoty. Nawet jeśli zawiniła gmina, która na czas nie uregulowała spraw.
Źródło: Gazeta.pl, Małgorzata Zubik 25.06.2006 | 2006-06-26
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Zainteresował Cię artykuł? Podaj dalej!
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)