W Warszawie pojawiła się tajemnicza grupa, która wydała wojnę zamkniętym osiedlom. Na osiedlowych bramach zawisły łańcuchy z kłódkami i ostrzeżenia przed wychodzeniem na zewnątrz.
Mieszkańcy czterech zamkniętych osiedli na Kabatach nie mogli w sobotę rano wydostać się z ich terenu. Na bramach wejściowych pojawiły się łańcuchy. Podobny los dotknął tydzień temu zamknięte osiedla przy ul. Książęcej i Inflanckiej. Wszędzie tam, od wewnętrznej strony bram, zawisły ostrzeżenia przed wyjściem na zewnątrz: "Teren nie-prywatny (publiczny niestrzeżony). Zakaz wstępu. Grozi spotkaniem z biednym, chorym lub brudnym".
Jak dowiedział się "Metropol", w ten sposób swój protest wyrażają młodzi ludzie, którym nie podoba się wydzielanie z miasta zamkniętych enklaw. – To jest niszczenie publicznej przestrzeni – przekonują autorzy akcji w swoim manifeście. Ich zdaniem im bardziej mieszkańcy zamknietych osiedli odgradzają się od świata, tym bardziej wydaje im się on niebezpieczny i przerażający, bez względu na realny poziom zagrożenia.
Dzielenie miasta krytykuje też rozmówca „Metropolu” psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński. – To nie jest naturalny podział na dobre i złe dzielnice, jaki jest w Paryżu czy Londynie. U nas robi się zamknięte enklawy w tej samej dzielnicy i na tej samej ulicy. Sytuacja robi się paranoidalna.
Autorzy akcji zapewniają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Będą dalej zamykać łańcuchami strzeżone osiedla, aż miasto znowu odzyska egalitarny charakter.
Źródło: "Metropol", 11.09.2006 | 2006-09-11
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Zainteresował Cię artykuł? Podaj dalej!
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)